Możliwe, że temat jest drażliwy i narażę się kilku osobom na forum, ale dręczy mnie kwestia z tematu i chciałbym dowiedzieć się jaka jest opinia większości. Czy jest sens próbować zarabiać teraz na sofcie do Atari? Oczywiście chodzi mi tylko o software, bo jeśli chodzi o hardware, to spoglądając na allegro widzimy, że można zarobić :)
Jak wszyscy wiemy Atari przestało wspierać komputery 8-bitowe pierwszego stycznia 1992. Już o wiele wcześniej małe Atari przestało być dochodowym interesem dla profesjonalnych programistów gier, czy oprogramowania bardziej "biznesowego" ze względu na jego konkurencję w postaci silniejszych maszyn (z podobnie pragmatycznych przyczyn maluchem przestał się interesować chociażby Wojciech Zientara). Strzelę teraz, że przytłaczająca większość ludzi jacy interesują się teraz XL/XE robi to czysto hobbystycznie tudzież scenowo, no bo (nie ma co się oszukiwać) wyżyć z robienia czegoś na 8-bit już się nie da. Większa część tego, o co mi chodzi jest uzależniona od tego, co się wnosi i czego się oczekuje od zajmowania się tym, co nas tu łączy. Ja zainteresowałem się Atari scenowo i zawsze tak pozostanie. Wszystko co robię, robię dla własnej satysfakcji (w ramach aktywności dla zabawy - tak samo jak inni tuningują linuksy, czy zbierają znaczki), dreszczyku emocji na kompotach oraz żeby wnieść coś do "community" i jedyne wynagrodzenie na jakie mam nadzieję, to że ktoś odda mi "frasunek" za demko albo postawi browarka za toolsik (no, wygranie kompotów też może być fajne :P). Oczywiście nikt nie może zabronić nikomu prób robienia kokosów na tym "rynku", ale z mojego punktu widzenia koszty ograniczania czegoś na naszym małym podwórku z powodów finansowych mogą być wyższe od zysków. I nie tylko dosłowne koszty, bo niekiedy z tego powodu po prostu tracimy, lub robi się nieprzyjemnie. Tracimy, bo gdy osoba sprzedająca swój programik nie chce go już wspierać (czyżby przestało się opłacać?), nie może pozwolić sobie na otworzenie źródeł, aby ludziki mogli dostosować go np. do lepszych DOSów, bo część już kupiła i może mieć pretensje. A nieprzyjemnie czuje się np. osoba, która nieświadomie ściągnie sobie jakąś gierkę, czy w dobrej wierze umieści ją na jakimś serwerze, czy poda linka, bo natychmiast podnoszą się głosy, że "ej, prawa przecież nie zostały uwolnione", że "o bratku... teraz to wpłacasz xxx złotych na konto yyy" i koledzy, z którymi tak dobrze się pije robią się mało koleżeńscy. I nieprzyjemnie robi się dla równowartości browara. Czy to są kokosy? Czuję już te fale krytyki i inne przykłady w stylu kradzenia windowsa czy innego half-lajfa i oczywiście święta racja, ale tak naprawdę ile można na tym zarobić? Starczy chociaż na buty? Jaki jest stosunek czasu spędzonego podczas pracy do spodziewanego przychodu? Jest jeszcze oczywiście kwestia motywacji dla autorów, że gdy ich gra/program zostanie wydany to wszyscy kupią i będzie kasy jak lodu. No a ci oczywiście co nie kupią, to będą wyklęci jak zostaną przyłapani na graniu/używaniu. A czy to są gry, którymi zainteresuje się ktoś spoza kręgu znajomych? Czy to są programy, na których można zarabiać (jak Visual Studio, czy 3DMAX)? No i podstawowa kwestia, czy ci co jeszcze robią coś wywołującego szczękopad robią to dla pieniędzy? A nie łatwiej motywować ich w postaci pospolitego ruszenia pod hasłem "Chłopaki robią super rzecz. Zrzucamy im się na zachętę?"?
Zdaję sobie sprawę, że zaraz zostanę zjedzony, przez wszystkich, którzy mają inne zdanie i oczywiście rację, ale ja myślę subiektywnie w afekcie do hobby, które sprawia mi tyle frajdy i pytam się, czy opłaca się psuć frajdę angażując te hobby w zyski, które na nic nie wystarczą?