Ech, k*a, p*licie. Ja ze swej strony powiem tyle, że choć podczas wakacji w Gdańsku mieszkałem na siódmym piętrze przy rondzie, gdzie przez 3/4 doby pop*lały tramwaje, uważam wakacje za udane, bo przecież nie musiałem tam spędzać całej doby - nad morze blisko, do lasu blisko. A prawda jest taka, że zlotów w mniejszych miasteczkach nie spędzamy w całości na party-place, bo jest przecież to wyjazd nad jeziorko, to na mecz, to na dicho, tudzież inne zawody kółek różańcowych. Nie trafia do mnie również argument, że na party jedzie się, żeby wypocząć, bo trudno nazwać wypoczynkiem trzy doby chlania/kodowania/innych zabaw, często niemal bez snu; party ma atmosferę z natury hałaśliwą, więc nie zaszkodzi mu wielkie miasto (inna rzecz, że Trójmiasto to nie NY), tym bardziej, że to minimalizuje problemy z dojazdem, zaopatrzeniem, zakwaterowaniem niby to dla żon i kochanek (na którym tak bardzo pewnym osobom zależy), oraz wyborem sposobów spędzania czasu poza party-place.
Ja na SV w Gdańsku przyjeżdżam.
Hitler, Stalin, totalniak, SSman, NKWDzista, kaczor dyktator, za długo byłem w ChRL, wypowiadam się afektywnie.