Może każdy ma inne podejście, może każdy ma słuszne pod jakimiś względami:-) Osobiście tylko w jednej Atarce z pamięciami 1-bit wylutowałem wszystkie kości jak leci. Była to Atarka, w której nie wiadomo co było uszkodzone, a uszkodzonych było kilka scalaków, więc wylutowałem wszystkie kości, żeby się upewnić że to nie RAM. W każdym innym przypadku, jeśli dość wyraźnym podejrzeniem był padnięty RAM, to albo była grzejąca się kość i tą dokładnie tylko wymieniałem, albo jak nie wiadomo która, to sobie po kolei robiłem i tylko do momentu znalezienia tej uszkodzonej. Moje zdanie jest takie, że nie dość, że wylutowywanie wszystkiego z płyty to jest kupa niepotrzebnej pracy, to jeszcze istnieje ryzyko uszkodzeń płyty (ścieżek, przelotek) w czasie wylutowywania. Owszem, na niektórych płytach jest bardzo łatwo wylutować scalaki (czasem jest przyjemny stop cyny i dobrej jakości ścieżki), ale czasem jest na prawdę trudno to zrobić (niektóre egzemplarze mają twardszy stop cyny, a do tego nieraz przelotki się trzymają w płycie na słowo honoru, a ścieżki już fabrycznie odłażą od laminatu). Nie ma reguły, każdy egzemplarz Atari ma tą płytę lepszą lub gorszą, więc trzeba rozsądnie po prostu do tego podchodzić - tak uważam. Owszem, również zgadzam się że być może pamięci MT są bardziej awaryjne niż inne, niemniej jednak bawimy się 40-letnim sprzętem a on nadal działa. Mamy Atarki nawet i z takimi pamięciami i one nadal działają. Dlatego nie demonizował bym tego aż tak bardzo. A że coś pada po 40 latach? Czy kogoś to dziwi?