Chwila oddechu po WW2 i co? I według ekologów w 50 lat sp**** wszystko :D
Zbyti wszystko można sp...lić. Górnej granicy nie ma.
WW2 i teraz ekologia to raczej dopiero początek. Tylko zastanawiam się czy to początek czegoś nowego czy jak jedna z interpretacji wszechświata (bez granic), zataczamy koło, tylko zabieramy ze sobą coś nowego. Rewolucja przemysłowa, początek motoryzacji i ludzie zostali oczarowani nowymi możliwościami, i...ogłupieli. Wielka Wojna, potem WW2, opanowanie atomu, rozwój elektroniki, etc. i dochodzimy do momentu, gdzie wszystkie te dziedziny znajdują wspólny mianownik i jedna przenika w drugą, wzajemnie się uzupełniając. Następuje cyfryzacja wszystkiego co możliwe. Algorytmy i symulacje decydują o praktycznie każdym aspekcie naszego życia. Mamy już e-pułap, e-dowód (to jest ciekawe, bo kiedyś straż marszałkowska Sejmu RP nie wpuściła człowieka legitymującym się tymże), e-PIT, e-pacjent, i inne e_coś tam. Uważam, że to już dawno poszło w złym kierunku i za bardzo jesteśmy uzależnieni od technologii e-wszystko. Jak to wszystko padnie lub nastąpi jakaś awaria to ludzie nawet się nie zesrają we własnym kiblu bo przepompownia ścieków nie będzie działać. Przykład... Proszę bardzo. Pożar serwerów allegro parę miesięcy temu. Dwa tygodnie czekałem na przesyłkę. Certyfikaty ISO i inne duperele nie pomogły, a które podobno miały zapewniać, że w trakcie awarii jednych, drugie przejmą ich "obowiązki". Komputery, serwery obliczają wszystko co ludzik chce, ale to tylko GŁUPIE maszyny, które działają według algorytmów wymyślonych przez tego właśnie ludzika. Jak algorytm będzie błędny lub dane nie właściwe to odda głupoty. Ale Wam chyba nie muszę tego tłumaczyć. I właśnie na takich właśnie maszynach opieramy własną przyszłość. Na maszynach odpowiadających za finanse, a które nie potrafiły przewidzieć krachu 2008 r., a jednocześnie te same maszyny wróżą katastrofę klimatyczną za 100 lat lub nawet mniej. Za bardzo opieramy się na tej technologii, zapominając że jest to technologia ułomna bo wywodzi się z naszego własnego umysłu, który jest zdradliwy. Czytałem kiedyś opowiadanie Stanisława Lema (tytułu nie pamiętam), jak jakiś koleś spada z absurdalnie wysokiego budynku. Na którymś tam piętrze jest człowiek i pyta spadającego nieszczęśnika "czy wszystko w porządku". A on mu odpowiada - " Jak dotąd jest OK". My jako ludzkość jesteśmy tym nieszczęśnikiem.
Życie jest jak szychy. To na pewno słyszeliście. Albo bijesz konia, albo posuwasz królową. Myślę, że w życiu jest tak jak w tej grze, trzeba być na kilka, jeżeli nie na kilkanaście ruchów do przodu. Co się stanie jak samochodami elektrycznymi zastąpimy 40% obecnych pojazdów lub wyżej? Co zrobią miłościwie na panujący jak im dochód spadnie do odpowiedniego poziomu? Podniosą ceny energii elektrycznej, czy wprowadzą jakieś idiotyczne regulacje (mam bujną wyobraźnie i mam parę pomysłów)? Co zrobić z użytymi akumulatorami? To samo co kiedyś z niechcianymi odpadami, czyli do ziemi lub na dno oceanu, czy tak jak jak dziś znaleźć frajerskie państwo i tam wysyłać? A potem oglądać w TV lub czytać artykuły w prasie, internecie czy gdziekolwiek, wiadomości o pożarach dziwnie pojawiających się znikąd na składowiskach tychże śmieci? Ile można teraz przejechać na jednym ładowaniu elektryka i ile trwa ładowanie tego cudaka? Co zrobić jak chcesz sobie pojechać gdzieś, gdzie droga to 2 tys. kilometrów? Gdzie ładować i za ile? Co zrobić z TIR'ami? Elektryki czy na ropę po preferencyjnych cenach? Jeżeli po tych cenach to jak zabezpieczyć coby nie odsprzedawali paliwa po "odpowiednich" cenach na lewo? Może odpowiednie wtyczki homologowane przez urząd ds. energetyki samochodowej wraz z nową mundurową służbą na wzór kontroli skarbowej? Może wprowadzenie odpowiedniej częstotliwości np. 77,8765332 Hz , która będzie przyjmowana tylko przez samochody lub na wzór.... nie ważne. Wszystko można jeszcze sp....lić. Ostatecznym ograniczeniem jest tylko umysł polityka, od którego będzie to zależało lub grupy oszołomów, która wywrze wpływ na tego idiotę.