Mam sąsiada lekarza. Opowiadał, jak przyszedł do niego taki ortodoksyjny kato-talib. Ale taki na maksa. I pytał o możliwość operacji kolana. Sąsiad nie ortopeda więc powiedział tylko, że się dowie. Dowiedział się i tłumaczy gościowi, że jeśli uraz powoduje blokadę kolana to kwalifikuje się na operację na ostro (miesiąc oczekiwania) a jeśli nie to normalnie do kolejki i czekamy. Że jak pójdzie do ortopedy na kwalifikację, to jeśli powie mu, że miał zablokowane kolano niedawno to on go zakwalifikuje na ostro. Jednym słowem - dał przepis, co ma zrobić. Ale delikwent - nie, bo on nie będzie kłamał. Pozornie OK. Ale potem pada - "ale jak pójdę do niego prywatnie i zapłacę za wizytę to on mnie zakwalifikuje na ostrą ścieżkę?" Rozumiecie, bez kłamania ale za pieniądze. Jednym słowem - "niech lekarz weźmie na siebie odpowiedzialność bo ja tak na prawdę nie kwalifikuję się i pewnie są bardziej potrzebujący ale mi zależy ale nie skłamię - niech skłamie lekarz". To jest typowa hipokryzja tego środowiska.
- Kilka(naście?) pudełek z klawiszami i światełkami. I jeden Vectrex, żeby nimi wszystkimi rządzić.