@Pin: jeżeli chodzi o moc, to miały jej duuużo w zapasie, niestety po odsłuchaniu ich na party place okazało się, że przy wszystkim, co nie jest muzyką akustyczną / jazzową / instrumentalną, wraz ze wzrostem amplitudy następuje jednoczesna degradacja jakości dźwięku (pasma zaczynały zlewać się ze sobą i wszystko brzmiało jak pracująca glebogryzarka połączona z kafarem). Stąd też decyzja o ignorowaniu w trackie compos wrzasków "głośniej, głośniej" i tym podobnych ;-).
Pierwszego dnia organizatorzy pozwolili mi zaprezentować cztery nowe utwory publicznie. Wówczas było dobrze nagłośnione i owszem - ideału nie było jeżeli chodzi o brzmienie ale odpowiednia korekcja pasm, które się "degradowały" dawała radę (nie spodziewałem się zresztą bajecznej jakości, to w końcu sprzęt na party, nikt tam kolumn za miliony złotych nie przytarga). Natomiast po music compo dowiedziałem się, że "nierobienie głośniej" jest wynikiem tego, że wszystkie utwory były z założenia puszczane na tej samej głośności, bez kręcenia potencjometrem. W ten sposób ci, którzy nie kompresowali swoich utworów ani nie zgłaśniali ich na siłę samodzielnie, mieli cichszy odsłuch. I w tym momencie było słychać "głośniej, głośniej!". Owa "uczciwość" (czyli "wszystkim po równo") nie sprawdziła się i jest raczej na bakier z doświadczeniem radiowców i nagłośnieniowców (patrz: http://top80.pl/smierc-dynamiki-p45.html - zwłaszcza punkt "Mit radiowej głośności" na końcu dla tych, którym nie chce się czytać całości).
Moim skromnym zdaniem, skoro na party podczas compo jest obecna osoba, która odpowiada za dźwięk, to powinna zrobić nieco więcej, niż pilnowanie, żeby nikt nie ukradł miksera. Normalizacja dźwięku to nie to samo co wyrównanie głośności. Inaczej robi się zabawa w kotka i myszkę z organizatorami - czy skompresować utwór na party i go mocno podbić (a może wówczas wszystko będzie puszczane za głośno i ten zabieg sprawi, że utwór będzie mocno przesterowany) czy nie kompresować i nie podbijać (ale wówczas może się zdarzyć przegięcie w drugą stronę, jak na tym party). Czynnik ludzki jest potrzebny, koncertów ani muzyki na compo nie słucha się po cichu (chociażby dlatego, że jest dosyć duży hałas publiki), więc każdy utwór powinien być zgłośniony do podobnej, dużej (ale bez przesady) głośności poprzez użycie potencjometru (a nie poprzez zrobienie głośniejszego utworu). Nie wyobrażam sobie np. sytuacji, w której kapela jedzie na koncert a nagłośnieniowiec mówi, że nie zrobi głosniej gitary i niech muzyk mocniej wali w struny albo kupi sobie głośniejszy instrument.
Chyba, że ktoś rzeczywiście wierzy w to, że autorzy, robiąc cichszy mastering, mieli taką koncepcję ("a, co tam, zrobię sobie kawałek, który na party poleci pocichutku, żeby nikomu nie przeszkadzać i nie budzić tych, co śpią"). :)
Nie ma idealnego compo muzycznego, na którym jest idealne nagłośnienie. Na LoadError był natłok basów i zbyt duża głośność, na RW było za cicho (chociaż niektóre utwory były puszczone głośno a nawet niekiedy wyjątkowo zgłaśniane, mimo teoretycznej zasady "nie kręcenia gałką" - kto chciał, ten usłyszał).
Ogólnie atmosfera była fajna ale wiele rzeczy możnaby poprawić. Rozmawiałem nawet z AceManem o tej sytuacji, w której jeden z muzyków zapomniał wstawić komendy tempa/speedu i utwór poleciał źle. Oczywiście - wina autora ale przecież nie jest to wielkie poświęcenie pozwolić autorowi zaprezentować utwór muzyczny poprawnie, puścić go raz jeszcze z prawidłowym tempem i przymknąć oko na ten jeden błąd. Nie chodziło przecież o przerabianie modułu tylko o wstawienie jednej komendy. Twórcy jednego z dem też nie dostarczyli pliku ".bat" potrzebnego do uruchomienia produkcji (musiała być podobno uruchamiana z jakimiś parametrami) co jednak w tym przypadku nie przeszkodziło w próbowaniu "do skutku". Sytuacja dosyć podobna. I tak samo na compo muzycznym - już od trackerów (a nawet od chipów) niektóre utwory były zbyt cicho puszczane. Skoro ludzie domagali się zwiększenia głośności, a organizatorzy mają do dyspozycji mikser, to spełnienie tej prośby nie jest niczym strasznym i naprawdę nie trzeba pokazywać, że się jest nieugiętym (za każdym razem jak ktoś krzyczał o zwiększenie głośności, słyszałem ostrą odpowiedź "NIE!"). Teoria o zlewaniu się pasm byłaby wiarygodna, gdyby nie to, że niektóre utwory były zmasterowane naprawdę głosno i jakoś nikt przy konsolecie ich nie ściszał "żeby się pasma nie zlewały". Ludzie krzyczeli zresztą "głośniej" tylko przy tych utworach, które były puszczone za cicho, więc te można by było zrobić głośniej. Nie byłoby to nieuczciwe, skoro właśnie na tym polega wyrównywanie głośności (a nie na normalizacji wykresów dźwięku).
Dzięki za fajne party i życzę więcej otwarcia na ludzi w przyszłych latach. W końcu nie jest nas tak wielu, żeby kurczowo trzymać się zasady, że organizator ma zawsze rację.