z taniej kombinacji polecam vermouth bianco niemarkowy (pidzinzano/romanetti) + zoladkowa gorzka 0,7 tradycyjna (bez miety, miodu itp.). wodeczke pozmrozeniu mieszac 50/50 z vermouthem. wchodzi lagodnie i bardzo szybko sie konczy - butelka lub swiadomosc w zaleznosci od pijacego :)
a jak bedziesz bardziej przy kasie i bedziesz mial kaprys sprobowac czegos kompletnie innego, oryginalnego i niepowtarzalnego, to polecam laphroaig - jednoslodowa szkocka o mocnym torfowym, wytrawnym, gryzacym, wrecz medycznym smaku. oczywiscie pod warunkiem picia w temp. pokojowej, bez lodu, coli, jedynie z odrobina wody niegazowanej.
z offu: zielone trzy dziewiatki (bo zolta i czerwona do mnie nie trafiaja) to kolejny jaegermeisteropodobny likier ziolowy. szkoda sie nim upijac, lepiej sluzy na trawienie/przejedzenie. rownie pozytywnie oceniam krauter liqueur (lidl), mummelmann (aldi - ale chyba niedostepny w polsce), balsam wileński i inne, ktorych nazw nie pamietam... drozsze, ale tez bardziej lecznicze to wegierskie unicum lub niemiecki underberg. po nich wstaje sie nawet po zjedzeniu czwartej dokladki u tesciowej/mamusi/babuni :)
don't come after... please don't follow me along. when you read this, i'll be gone...