Ja też zawsze lubiłem trzymać joystick w ręce. W wieku dojrzewania i teraz też :) ;) :) Mój Boże jak to brzmi :)
Ale na poważnie, w tamtych czasach cena joya to były dwie pensje mojej mamy (lekarki pracującej w przychodni). Do Atari 800XL udało mi się jeszcze wybłagać magnetofon, którego zresztą brakło w pewnym momencie w PEWEX'ach i trzeba było
liczyć na znajomości i telefon od "życzliwego", że właśnie rzucili towar :) Na joystick musiałem więc długo czekać.
Poradziłem sobie przy pomocy grubszej sklejki, nakrętki od słoika "twist" oraz blaszki z przyciętej żyletki PolSilver.. Nożyczkami obcinało się ostrza z obu stron, żeby się nie poharatać podczas grania. W sklejce wycinało się siedem otworów. Z czego jeden otwór służył do przymocowania nakrętki od słoika do tej sklejki, a cztery otwory pod śrubki które były stykami kierunkowymi. W samym środku nakrętki od słoika wierciło się otwór i mocowało do sklejki razem z kawałkiem twardszej gąbki np do zmywania naczyń. Ta gąbka służyła jako "sprężyna ustawiająca joystick w pozycji neutralnej".
Dodatkowe dwa otwory to było mocowanie żyletki i styk z którym stykało się żyletkę kiedy się wciskało "fire".
Z drugiej strony sklejki wszystkie były kabelki idące od śrubek - Ta środkowa śrubka mocująca nakrętkę "twist" to była masa. Była także połączona z jedną śrubką mocującą żyletkę.
Oczywiście nie miałem oryginalnej wtyczki joystickowej więc pociąłem patyczki do uszu na małe kawałki (to były cienkie ale sztywne rurki). W ten sposób przymocowałem kabelki do gniazda joysticka w Atari - to wtedy trzymało się całkiem mocno, ale później wpadłem na pomysł żeby to zalać klejem na gorąco, kiedy to już było obsadzone w porcie joysticka (tak zwanym glutem) i okazało się, że zrobiła się z tego całkiem solidna wtyczka, którą można było wyciągać z portu i wkładać bez kolejnego kombinowania z rozmieszczeniem pinów.
Trudno to nazwać joystickiem, to raczej był joypad ale wtedy nikt chyba nie znał tej nazwy. Można było grać trzymając dłoń na nakrętce i przechylając ją w pożądanym kierunku. Można było grać dwiema rękami, kciukami wybierając kierunek ale wtedy był problem z przyciskaniem "fire" z żyletki, jeśli gra wymagała częstego strzelania. Później wpadłem na pomysł żeby żyletkę, czyli styk fire, zamontować z drugiej strony sklejki i wtedy grało się kciukami, a fire naciskało palcem wskazującym prawej ręki. Ten mój joystick / joypad był wbrew pozorom bardzo trwały i nieźle się grało bo był bardzo precyzyjny. Moim pierwszym prawdziwym joyem był oczywiście, zgodnie z tym tematem - Atari CX 40 - tam były styki z sztywnych blaszek wygiętych sferycznie. Przy długotrwałych maratonach blaszki te pękały - na początku radziłem sobie zastepując te styki wygiętymi blaszkami z żyletki, ale później ojciec kiedyś przyniósł do domu, z pracy, niekompletną, zepsutą klawiaturę od chyba jakiegoś terminala i okazało się, że można z niej wykorzystać styki.