Benedykt - swietnie ze docieracie do autorow i uzyskujecie zgody. A nie szkoda Ci czasu? Nie lepiej bys zrobil zuzywajac go na proby zmiany prawa? Nie uwazasz, ze tworcy prawa, po prostu nie pomysleli, co bedzie z oprogramwaniem za 20 lat? Nie przewidzieli, ze programy beda starzec sie tak szybko. To jak problem "roku 2000" - ktos nie pomyslal. Trzeba naprawic wadliwe prawo. Chyba, ze wg ciebie obecne jest w porzadku, co zdajesz sie sugerowac?
Jesli 99% wlascicieli praw do programow na Atari XE po 20 latach bez problemu zgodzi sie na ich udostepnienie za free, to prawo powinno DOMYSLNIE stanac na takim stanowisku. A dalsza ochrona powinna wymagac jakiejs czynnosci (lub byc niemozliwa - 20 lat to bardzo dlugo jak na oprogramowanie). Po prostu oszczedziloby to mase czasu i pracy.
W "Wolnej Kulturze" jest opisany dokladnie Twoj problem! Zalozmy, ze chcesz wykorzystac w swoim filmie fragment innego filmu. Musisz dotrzec do _wszystkich_ wlascicieli praw do niego (a jest ich zwykle wielu) i uzyskac ich zgode. Glowna przeszkoda jest fakt, ze nie ma jednej centralnej bazy takich wlascicieli praw gdzie moznaby to sprawdzic i ze ochrona jest domyslna, czy tworca sobie tego zyczy czy nie. W USA dzialaja specjalne firmy, ktore zajmuja sie wyszukiwaniem takich wlascicieli praw. Wyobrazasz sobie jak to zwieksza koszty produkcji?
A wiesz co by rozwiazalo sprawe? To co bylo w USA na poczatku wprowadzenia prawa autorskiego: Autor, jesli chcial by jego dzielo podlegalo ochronie, musial dostarczyc kopie swego dziela do bodajze Biblioteki Kongresu (czy jakiejkolwiek innej instytucji) i wplacic symboliczna kwote raz na np 10 lat - $1.
Kazdy kto chcial skorzystac z jakiegos dziela mogl od reki sprawdzic czy jest ono chronione. A jesli autorowi nie zalezalo na dalszej ochronie to po prostu nie wplacal $1 i zapominal o sprawie.
Z oprogramowaniem mozna zrobic dokladnie to samo. Proste i skuteczne. Robisz kolejna wersje programu, wysylasz ja zdalnie do urzedu, wypelniasz prosta formatke i uiszczasz 1zl. I masz ochrone na pare lat.
Wtedy Twoja mozolna i syzyfowa praca bylaby znacznie prostsza, prawda?