Mam znajomego. Jego 14 letnia córka od kilku lat cierpi na tocznia. Od przyjmowanych sterydów ma już bardzo łamliwe kości, kręgosłup potrafi się złamać nawet pod ciężarem własnego ciała.
Gdyby on mógł decydować wszyscy powinni się poruszać na chodnikach w rozsądnych odstępach i nie biegać by nie stanowić zagrożenia dla jego dziecka.
To samo z COVID-19 - gość nie wie jak organizm jego córki zareaguje na wirusa, z tego powodu też nie może jej szczepić.
Gdyby mógł to by nakazał ludziom w Polsce robić to czy tamto bo dyskomfort czy utrudnienia dla iluś milionów ludzi to nie jest dla niego aż tak ważne jak zdrowie JEGO dziecka. Co go różni od innych chcących brać ludzi za twarz? To że nie ukrywa, że kierują nim osobiste pobudki a nie dobro społeczne.
Tak, że o ile jego emocje można zrozumieć to pragnień nie należy realizować. Te (powiedzmy) utrudnienia w praktyce (np. utrudnienie dostępu do służby zdrowia) mogę mieć dla co niektórych taki sam tragiczny koniec przed jakim stara się uchronić swoje dziecko.
Tak, że temat czy należy przymuszać (z takich pobudek) dla mnie jest tutaj zakończony - nie należy.
Z tego powodu nie wierzę wszystkim, którzy ponoć zaszczepili się "dla innych" - może cześć ludzi ma taką pobudkę ale na pewno nie wszyscy.