Monsoft napisał/a:Moge postawic na tym XP w wersji bare metal lub VM.
Jak czysto teoretycznie byś postawił na tym laptopie XP baremetal, to pewnie trzeba byłoby za Twój czas zapłacić znacznie więcej niż Yerzu by chciał. :)
Ale okej, popełniam tzw. "write-up" na temat pomocy biednemu laptopowi marki Harry Potter, w celu jakiejś tam ewidencji, oraz by nikt nie mógł zarzucić mi niekompetencji lub braku chęci pomocy.
Osttatnie uniwersalne sterowniki SATA dla Intel RST (Rapid Storage Technology, ich wspólny standard kontrolerów SATA/RAID w mostkach ICH) w wersji dla Windows XP nie obslugują jeszcze tego kontrolera. Nawet te zmodowane. Najwczesniejszy sterownik SATA (uniwersalny) ze wsparciem dla kontrolerów SATA montowanych na płytach dla procesorów z serii Intel Braswell są dla Windows 7. Jest taki człowiek na pewnym forum który zajmował się backportowaniem driverów, niestety nie działa to najlepiej. Zrobiłem slipstreaming sterowników do obrazu Windowsa, zrobiłem dyskietkę wirtualną ze sterownikiem dla instalatora (definicja TXTSETUP.OEM), a to wszystko odpalane z napędu USB pewnymi ciekawymi obejściami (pozdrawiam panów Chińczyków).
Po dyskusji uznaliśmy, że o ile dałoby się zainstalować ten system różnymi drogami (miałem też sposób na obejście poziomu pierwszego instalatora Windows i przeskoczenie od razu do OOBE - na świętej pamięci Hiren's Boot CD jest taki skrypt, który dalej wisi na reboot.pro) to czas w to włożony zdecydowanie nie przekłada się na efekt pracy, więc Agata uznała, że możnaby iść docelowo w stronę wirtualizacji, bo krótkim wyjaśnieniu Yerzowi o co chodzi (tu dziękuję jej za pomoc, ja nauczycielem nigdy nie zostanę).
Pierwszym pomysłem było postawienie Xena, umieszczenie <tu-wstaw-dowolnego-linuksa> jako niewidoczne dom0, oraz Windowsa XP w domU, wraz z przekazywaniem urządzeń PCI (w tym karty sieciowej), stosu USB, oraz jednej z fizycznyc partycji dysku twartego). Niestety, o ile procesor może i wspiera VT-d (nie mylić z VT-x!) czyli mapowanie fizycznych urządzeń do przestrzeni pamięci maszyny wirtualnej, o tyle sama płyta główna tego ziemniaka już taka skłonna do współpracy nie jest. A to też niestety jest potrzebne.
Pomysł również został zarzucony po tym, jak po dyskusji z Yerzem doszliśmy do wniosku, że nie jest on z Linuksem zaznajomiony na tyle, by w razie jakichkolwiek problemów pomóc sobie samemu, jeśli hypervisor odmówiłby współpracy. Mimo, że to nie mogłoby się zdarzyć (szczególnie gdyby był odpięty od sieci, a cały ruch puszczony przez VMa), ale przypadku chodzą po ludziach. Chociaż Yerz korzysta już z Linuksa na RasPi3, więc ma aspiracje do migracji. Przy okazji polecam spojrzeć na projekt Q4OS oraz jego nieoficjalne presety, szczególnie mając na uwadze to, że korzysta z rozwijanego wciąż forka KDE3.5.
Z braku opcji na postawienie hypervisora typu pierwszego, musieliśmy posiłkować się nieco gorszymi rozwiązaniami, czyli wirtualizacją na hostowanym hypervisorze typu drugiego (przypominam klasyfikację). Padło na system który już był pierowtnie zainstalowany na komputerze, czyli Windows 10.
I tu pojawią się gromy, burze, kontrowersje i ogólne niezadowolenie. Śpieszę z wyjaśnieniem, dlaczego ów dzieło szatana pojawiło się na tej maszynie? Otóż system ten po zainstalowaniu dociągnął cały komplet sterowników z Windows Update, dostarczonych tam przez HP jako jednego z partnerów. Wyeliminowało nam to całkowicie tzw. "krok zerowy", więc maszyna po instalacji, odczekaniu swojego i użyciu trzech programów była gotowa do pracy. Niemniej jednak, nie bylibyśmy na tyle głupi, by zainstalować standardową wersję Windows. Yerzowy laptop teraz będzie dostawał aktualizacje jedynie raz do roku (nie licząc łatek bezpieczeństwa)ponieważ znajduje się on w kanale "Long-term Support Branch" (LTSB). Jest to specjalny wariant dostarczania aktualizacji przez Windows Update przeznaczony dla firm, by zapobiec nagłym zmianom w interfejsie oraz działaniu komponetnów systemowych w środowiskach które bardzo źle znoszą zmiany w działaniu. A Yerzu chyba do takiego środowiska pasuje, czyż nie? :)
W końcu o tym jest cały post.
Oczywiście Windows 10 został poddany sadystycznym praktykom odcinania od pępowiny Microsoftu, narzędziami o których tutaj nie wspomnę by nie generować kolejnej burzy - jest ich na pęczki, jedne bardziej działające, inne mniej. Parę innych poprawek mających na celu polepszenie wygody użytkowania też zostało dodanych, w tym sugerowany tutaj Classic Shell.
Sam Windows XP znalazł swoje miejsce w VirtualBoxie, został zrobiony również snapshot maszyny w celu przywrócenia jej w wypadku awarii, doinstalowano mu najnowsze Guest Additions, a wymiana danych między hostem następuje przez współdzielony folder na pulpicie. By nie komplikować niepotrzebnie, nie użyłem Seamless Mode ani innych wspomagaczy tego typu, szczególnie że mogłoby to już kompletnie zarżnąć wcale nie tak prędkiego Balerona. Fajnym plusem jest fakt, że VirtualBox od wersji 5 pozwala na tworzenie skrótów do maszyn na pulpicie, które od razu po uruchomieniu startują w trybie pełnego ekranu. Poinstruowałem Yerza jak tworzyć snapshoty, opuszczać maszynę z zapisaniem stanu i minimalizować, choć nie dam pewności czy wszystko zapamięta :D
Dalsze losy komputera nie są mi znane, gdyż dzisiaj wieczorem ląduje on u innego człowieka wraz z Yerzem w celu zapchania go softem i potrzebnymi utensyliami, na co czasu nam już zabrakło. Chociaż mam mieszane uczucia do tego co z tego wyjdzie, bo potem to pewnie ja zostanę "wywołany do tablicy" biorąc odpowiedzialność za błędy kolejnych osób. Ale jestem dobrej myśli.
.: miejsce na twoją reklamę :.