Pin napisał/a:Sikor napisał/a:@prz: to akurat nietrafione porównanie. Co innego przepisy i przestrzeganie prawa, a co innego wciskanie innym niesprawdzonych badaniami (jak wskazałem wcześniej) szczepionek pod przymusem.
A jakim to jesteś autorytetem by wypowiadać się w tej sprawie? Masz jakieś tytuły naukowe i wykształcenie w tym kierunku? :)
To czy coś jest faktem czy nie, nie ma nic wspólnego z tym czy ktoś, kto o tym fakcie mówi jest autorytetem czy nie.
Jeżeli dla kogoś ważne jest tylko czy informacja pochodzi od tak zwanego autorytetu, a nie co to jest za informacja i czy ta informacja jest prawdziwa, to gratuluję poziomu rozwoju intelektualnego. W taki sposób działają (i słusznie) tylko małe dzieci, bo te są po prostu naiwne z racji swojego bardzo młodego wieku:-)
Co do faktów, to szczepionki na covid są nadal w fazie badań. To że zostały dopuszczone wcześniej do obrotu, nie ma nic wspólnego z tym czy zostały ukończone badania nad nimi. Wiadomo na pewno że tak nie było, bo przecież nawet oficjalne media podawały fakt, że dopuszczenie tych preparatów jest warunkowe z racji tego że podobno trzeba było działać szybko i podobno nie było innego wyjścia. Pomijam słuszność tego argumentowania, bo nie o tym mowa. Pomijając nawet oczywistość, że takie badania muszą trwać co najmniej kilka lat i nie da się wykonać drogi na skróty, bo trzeba czasu na obserwacje skutków, to trwania badań dowodzi choćby fakt, że firmy produkujące te szczepionki, właśnie teraz oficjalnie dopisują do ich dokumentacji np. informacje na temat możliwych wystąpień skutków ubocznych. Bodajże we wrześniu tego roku (lub w okolicach września) pfizer podał do publicznej wiadomości na oficjalnych stronach amerykańskich informacje o możliwości zapalenia mięśnia sercowego, zapalenia osierdzia i czegoś tam jeszcze, a jakiś miesiąc czy dwa później astrazeneca dodatkowo podała info o kilku rodzajach chorób zakrzepowych, zapalenia rdzenia kręgowego i też czegoś tam jeszcze. Generalnie skutki uboczne, które mogą wystąpić, to nie są tylko skutki typu że coś tam poboli, albo wystąpi reakcja alergiczna. Wśród tych skutków ubocznych są również sprawy bardzo poważne, niosące ze sobą ryzyko poważnych powikłań, a nawet śmierci. W przypadku śmierci związanych z zakrzepicą czy zawałem serca, nie mamy informacji jak wiele z nich mogło być spowodowane przyjęciem wcześniej zbawiennego preparatu.
W przypadku prowadzenia badań nad dowolnymi preparatami medycznymi jest jakaś granica możliwych skutków ubocznych, których wystąpienie może dyskwalifikować dany preparat i niedopuszczenie go do obrotu. Po to są prowadzone badania, a nie tylko po to, żeby wypisać wszystkie skutki uboczne na ulotce. Nie spotkałem leku, który w ulotce miał by wpisaną w skutkach ubocznych możliwość poniesienia śmierci. Owszem może coś takiego znaleźć się w informacjach np. o przedawkowaniu leku, ale nie w tzw. NOP-ach. Nawet jeśli takie ryzyko wynosiło by 1 na miliard.
Oczywiście znając możliwe skutki uboczne każdy może sam podjąć decyzję o tym czy chce podejmować takie czy inne ryzyko.
Mam wobec tego dwa pytania, pierwsze do tych którzy się zaszczepili:
1. Jak wielu z Was wiedziało podczas przyjmowania tego preparatu o tym, że możecie zachorować na zakrzepicę w wyniku której umrzecie, lub np. na zapalenie mięśnia sercowego w wyniku którego również pożegnacie się z tym światem? Nie wnikam w to jak duże jest prawdopodobieństwo że tak się stanie, ale prawdopodobieństwo jest, więc pytam czy o tym wiedzieliście w momencie szczepienia? Bo powinniście być o tym wtedy poinformowani.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego że na pierwsze pytanie prawdopodobnie nikt tu nie odpowie w sposób zawierający jakąś refleksję, więc nie odpowiadajcie jeśli nie chcecie tu publicznie, ale zastanówcie się po prostu nad tym sami dla siebie. Proszę Was o to zastanowienie, nie dlatego że chcę tu wykazywać czyjąś rację i prowadzić jakieś walki o tę rację, ale dlatego, żebyście sprawdzili, czy na pewno w pełni świadomie zrobiliście to co zrobiliście i czy w przyszłości być może nie chcielibyście wziąć pod uwagę jakichś dodatkowych argumentów podczas podejmowania takiego rodzaju decyzji.
Drugie pytanie do tych, którzy byli/są za przymusem podawania ludziom preparatów:
2. Czy wiedząc dzisiaj, że podanie preparatu komuś niesie ze sobą ryzyko doprowadzenia tej osoby do śmierci (nie ważne jak duże to ryzyko jest, ale wiemy że jest) - czy wiedząc to, nadal jesteście przekonani o tym, że decyzję o podaniu komuś takiego preparatu powinniście podejmować wy, a nie osoba która ten preparat przyjmie?
Na drugie pytanie spodziewam się co najwyżej gównoburzy zamiast odpowiedzi, więc od razu mówię, że w takowej nie wezmę tutaj udziału. Ale być może ktoś zastanowi się z jakąś wewnętrzną refleksją nad tym i przyjdzie mu do głowy jakaś taka myśl w stylu "zaraz, zaraz, dokąd my właściwie pozwalamy temu światu zmierzać?".
Podsumowując: nie zamierzam z nikim tu dyskutować, ale czasem warto spróbować namówić ludzi na to, żeby się pozastanawiali i wzięli pod rozwagę kilka punktów widzenia, przyjrzeli się jeszcze raz faktom, zebrali nowe wiadomości i uzupełnili starsze, a na koniec jeszcze raz przemyśleli gdzie tak właściwie leży rzeczywiście prawda i kto tu kim manipuluje.
Pozdrawiam wszystkich dobrych ludzi i życzę zdrowia!