Wydaje mi się, że problem NIE leży w kasie, ani w terminie (choć to i to bywa problemem). LL nie miało aż tak mocno większej frekwencji od LP. Grey mówi o około 20 osobach ze sceny małego - to potwierdza moje zdanie. Po prostu mnóstwo osób nie pojedzie do Opalenicy, bo nie. Jedyne miejsce, gdzie ewentualnie jeszcze chce im się jechać, to Orneta, i to pod warunkiem, że będzie blisko :D.
Moim zdaniem, gdyby nie upór Vaska, to być może zlotów w ogóle już by ni było. Już kiedyś na tym forum wspomniałęm czasy, kiedy na zlot przyjeżdżało 12 osób, kręcąc kamerą wyczyniało się sztuczki, żeby nie było widać pustki, bo świeczki w oczach stawały. Pamiętam ten zlot, kiedy powiedziałem, że to koniec sceny, bo 5 osób chętnych żeby się przejechać kawałek raczej nie nazwiemy sceną (o powstaniu jakiejkolwiek produkcji nawet nie można było marzyć). Potem ten trend się odwrócił, ludzi zaczęło przybywać, ale gdyby Vasco się wtedy poddał, to chyba już nikt nie odważyłby się zrobić jakiegokolwiek zlotu. Może internet reanimowałby resztki sceny (jak teraz wiele pomógł, co by nie mówić), ale pewnie scena Atari byłaby już tylko internetowa, bez zlotów i osobistych kontaktów. Czy dobrze słyszałem, że tak teraz wygląda scena ZX? - nie ma zlotów, bo nikt na nie nie jeździ, więc organizować się nikt nie podejmie... Czy nie tak, że może brakło im siły na ten jeden krok więcej, żeby przetrwać?
Część ludzi na pewno nie zrozumie, o czym mówię. Ktoś, kto zszedł ze sceny w czasie jednego scenowego boomu (96-97) i wrócił w czasie kolejnego (2003-2004) nie może mieć pojęcia, jak to wyglądało w tym czasie... i narzeka jeszcze niejeden, że "to już nie ta scena, co kiedyś". A no nie ta. Bo już i ten narzekający "nie jest ten".
Oups, chyba troszkę odbiegłem od tematu, ale widać mam refleksyjny nastrój.